(przez pryzmat retrospekcji)

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie IMG_3178-1024x576.jpg

Data 14 stycznia 2014 r. w pamięci wielu z nas zapisała się jako tragiczne wydarzenie z powodu niespodziewanej śmierci naszego Kolegi, nauczyciela historii, pasjonata historii regionalnej – Marka Janczury. Gdy rozwiązane zostały gimnazja,  w tym nasze horynieckie, nauczyciele zostali zatrudnieni w Szkole Podstawowej w Horyńcu-Zdroju. Na jednej z rad pedagogicznych pani dyrektor Dorota Rachwalik zaproponowała, by uczcić pamięć o Marku właśnie takim rajdem. Pomysł spotkał się z aprobatą grona nauczycielskiego i tak zaczęliśmy nasze wędrowanie po najbliższej okolicy. Początkowo zgłaszali się uczniowie szkoły podstawowej i absolwenci horynieckiego gimnazjum. Potem była pandemia, grupa rajdowców nieco się zmniejszyła. Dziś idą głównie  nauczyciele. Logistycznie nad przedsięwzięciem czuwa niestrudzenie nasz wuefista – Tadeusz Dziechciarz. Bez względu na pogodę, kilkanaście osób zawsze wyrusza na jesienny rajd w przekonaniu, że nasz Marek patrzy na nas z góry i jest zadowolony. Takie jesienne spotkanie na łonie natury pozwala się dotlenić, odpocząć od sobotniej rutyny i przenieść się do czasów minionych. Można powspominać rajdy z Markiem      i młodzieżą i poczuć się… młodszym! Pisząc o naszym rajdzie, przywołuję w pamięci wrześniowe i październikowe wędrowanie z gimnazjalistami. Było zbieranie grzybów, napawanie się ciepłym powietrzem, podziwianie babiego lata i to czucie łagodnego wiatru delikatnie smagającego twarze. Gdzieś między Nowinami Horynieckimi a Niwkami często powtarzałam Markowi, że czuję się jak Indianin na prerii albo Mickiewicz, który wpłynął „na   suchego przestwór oceanu”. Docenialiśmy tę nieograniczoność przestrzeni, w której mieszały się zapachy późnego lata i wczesnej jesieni. Prawie zawsze sprzyjała nam pogoda, w zasadzie nie pamiętam, żeby padało. Złota polska jesień oferowała wszystkie swoje skarby, żal byłoby nie iść na taką wyprawę. Była też ogromna odpowiedzialność za młodych uczestników, na szczęście wszyscy wracali cali i zdrowi, by po dwóch dniach wędrówki znów w poniedziałek wrócić do szkoły i zacząć kolejny tydzień pracy…

W tym roku 5 października (w pochmurną, a nawet lekko deszczową pogodę) ruszyliśmy ze szkolnego parkingu  w kierunku Nowin Horynieckich, stamtąd szlakiem Green Velo dotarliśmy do Świdnicy, z której powędrowaliśmy do Puchaczy. Przeszliśmy ok. 15 km, więc zupa gulaszowa smakowała i rozgrzewała. Wszystkie grzyby przy drodze zostały pozbierane, humory dopisywały, nawet zdaliśmy egzamin z lokalnej tradycji, jaką jest robienie bramy weselnej młodej parze, bo i wesele nadjechało – pierwszy raz w historii naszych rajdów! Czy to przypadek, Marku?

 Agata Nesterak